Reviews Rhizome

The entirety of this beautiful CD is covered in a veil of melancholy emanating from Rodrigo Pinheiro’s pianism, which extends to even the most vibrant interplay. I can feel it as I stare out the window at the tree’s green leaves, sideways illuminated by a rare setting sun during this climatically awful Italian summer. That subtle phrasing, either pensively dissonant or completely open to nearly flawless harmonic solutions, acts as a glue of sorts for the equal creative skill of the string players. In the midst of seriously atonal signals and schismatic outbursts, Daniel Levin and his cello deliver tidbits of linear knowledge while remaining properly disinterested in jazz-tinged clichés. Actually, avoiding anything predictable is what he sets out to do, and that’s exactly what happens. Hernâni Faustino’s equally gorgeous double bass lays the foundation for a deft, responsive counterpoint, with the same weight distribution for plucking, droning, and wise exploitation of upper partials. The musicians’ ability to seize the right moment to resonate together after sensibly waiting for each other is matched by often muted colors, eyes turned to an awareness of the present, and ears constantly on the lookout for the sign of change. This music, this exquisite sound, projects a lasting impression on the mind. Massimo Ricci 

 

_______________________________

 

Kolejne trio także w składzie międzynarodowym – flagowe okręty portugalskiej improwizacji, kontrabasista Hernâni Faustino i pianista Rodrigo Pinheiro, spotykają w lizbońskim studiu nagraniowym amerykańskiego wiolonczelistę Daniela Levina. Tym razem czeka nas przygoda z definitywnie kameralną muzyką, której bliżej do post-klasycznej smugi cienia niż lwiego pazura post-jazzu. Niemal godzinna podróż potrafi tu zarówno ukoić nerwy dnia codziennego, jak i zainspirować intelektualną łamigłówką.

Pierwsza improwizacja pokazuje szerokie spektrum zainteresowań stylistycznych muzyków. Otwarcie należy do minimalistycznie repetującego fortepianu. Smyczki pojawiają się w grze z dużą atencją i wyczuleniem na niuanse dramaturgiczne. Kameralne wystudiowanie raz za razem syci się tu post-jazzowymi wtrętami, głównie ze strony kontrabasu. Swoboda, pewność każdego ruchu, zaduma i cisza powolności. Druga historia toczy się w dość nerwowej aurze, czemu sprzyja mroczny klimat wielu fraz. Dwa smyczki, delikatnie preparowane brzmienie piana, trochę dynamiki, dużo wystudiowanego lewitowania. Trzecia opowieść stawia na minimalizm i delikatność godną miana kameralnej post-ballady. Arco do pary z pizzicato, ale i spora przewidywalność tego, co może wydarzyć się za moment.

W czwartym opowiadaniu na czoło pochodu kameralistów wystawia się nerwowy wiolonczelista. Szarpie za struny, głęboko oddycha, buduje mroczne melodie. Dla kontrastu kontrabasista i pianista cedzą dźwięki i tłumią emocje. W dalszej części narracji pojawiają się drobne akcenty jazzowe. Finałowa opowieść jest tu najdłuższa, i zdaje się najciekawsza. Na starcie zgrzyty i miarowe stukania. Znów z dużą dawką minimalizmu, z naciskiem na wyjątkowo urokliwe gry na małe pola. Gdy kontrabasista zaczyna szarpać za struny opowieść natychmiast nabiera leniwej dynamiki. Emocje rosną, choć chwilami opowieść toczy się wedle dźwiękowej smugi pozostawianej przez dwa smyczki. Tempo raz rośnie, raz spada. O dodatkową dawkę hałasu dba wiolonczelista, który zmyślnymi preparacjami odnajduje w końcu ciszę. Pod koniec nagrania emocje znów rosną – smyczkowe preparacje i post-perkusjonalne igraszki sycą opowieść dużą ilością drobnych zdarzeń. Ostatnie słowo należy do rozśpiewanej wiolonczeli. Andrzej Nowak